"Krucyfiks" - Chris Carter - Recenzja
- ksiazkimojamilosc
- 29 mar 2021
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 18 gru 2021

⭐⭐⭐⭐⭐/5
Wyobraź sobie, że jesteś na wyścigach. Masz dokładnie minutę, by wybrać i obstawić konia, który Twoim zdaniem wygra. W gonitwie biorą udział cztery zwierzęta, w tym cztery z nich, to faworyci z praktycznie takimi samymi szansami. Kogo wybierzesz?
A czas ucieka.
Tik. Tak. Źle obstawiłeś? Gratuluję. Właśnie pozbawiłeś kogoś życia.
Robert Hunter, detektyw z wydziału zabójstw policji w Los Angeles właśnie patrzy na swojego partnera Carlosa Garcię. Policjant jest ranny, a do tego zamknięty w kuloodpornej klatce. Robert ma przed sobą cztery przyciski. Każdy jest innego koloru. Jeden z przycisków otwiera klatkę, pozostałe – niestety nie. Co więcej: głos mordercy puszczony z taśmy uprzejmie informuje Roberta o tym, jak brzemienne w skutkach będą konsekwencje podjęcia przez niego niewłaściwej decyzji.
Co się stanie, jeśli Robert wybierze niewłaściwy przycisk? Zły wybór spowoduje, że nieprzerwany strumień prądu o wysokim napięciu popłynie wprost do korony z drutu kolczastego na głowie Carlosa. Czy Ty drogi czytelniku, wiesz i widziałeś kiedyś, co się dzieje z człowiekiem rażonym prądem? Nie? To pozwól, że Ci powiem. Oczy takie osobą wychodzą na wierzch, skóra zaczyna skwierczeć niczym przypiekany na patelni bekon, język wpada do gardła, w konsekwencji odcinając dopływ powietrza, krew wrze w żyłach, rozrywając naczynia i tętnice... ale czy to koniec?
Chris Carter nie byłby sobą, gdyby zostawił czytelnika w takiej niepewności.
I nie, to nie koniec. Błędny wybór to także śmierć Roberta. Morderca pozostawia mu wybór. Robert może więc zaryzykować życie swoje i partnera lub poświęcając partnera, po cichutku udać się do wyjścia. Pozostaną jednak po tym zdarzeniu wyrzuty sumienia, ale będą to wyrzuty jeszcze nadal żywego człowieka.
Robercie, wyjdź i pozwól, żeby tylko on tu umarł. Nikt się nie dowie. Obiecuję. Tylko czy Ty będziesz umiał z tym żyć? Zaryzykujesz dla niego własne życie?
I nagle, Pstryk!
Cofamy się o pięć tygodni. Robert Hunter żyje. Carlos Garcia też.
Mniej szczęścia ma jednak pewna młoda kobieta, świadcząca usługi luksusowej prostytutki, której śmierć będzie jedną z zagadek do rozwiązania. Detektywi zostają wezwani na miejsce zbrodni. Ofiarą jest wspomniana wcześniej młoda kobieta. Zwłoki są nieziemsko okaleczone, tożsamość ofiary nie jest ustalona, a pewien szczegół, wycięty na karku ofiary sprawia, że koszmar sprzed lat uderza w Huntera ze zdwojoną mocą.
A dlaczego? Otóż swego czasu po ulicach Los Angeles grasował seryjny morderca, zwany Krucyfiksem. Początkowo wydawać by się mogło, że sprawa jest zamknięta, a zabójca – nie tylko schwytany, ale też i martwy. Jednak nic bardziej mylnego. Uznany za Krucyfiksa mężczyzna okazuje się niewinny, a prawdziwy zbrodniarz powraca. Mężczyzna jest niesamowicie sprytny, a na miejscu zbrodni nie pozostawia po sobie jakichkolwiek śladów. A co ważne, mężczyzna staje się coraz bardziej bezwzględny, okrutny, wynaturzony.
O tak, Krucyfiks wrócił, a tego podpisu nie można pomylić z żadnym innym. O naśladowcy też nie może być mowy. Na biurku detektywa Huntera na powrót pojawiają się znajome akta. Raz jeszcze musi powrócić do zdawałoby się zamkniętych spraw, znaleźć pomiędzy nimi punkty wspólne, jakiś klucz, schemat i powstrzymać psychopatę, który - nie przebierając w środkach - morduje i okalecza swoje ofiary.
Co może łączyć ofiary? Na pozór nie łączy ich nic. Na pozór nie mają też żadnych punktów wspólnych, mają różne pochodzenie, wykształcenie, wiek, wygląd. Nie znają się ze szkoły, pracy czy wakacyjnego wypoczynku. Nie mają wspólnego hobby, nie robią zakupów w tych samych sklepach. A przecież zwykle seryjni mordercy szukają ofiar według jakiegoś schematu i detektywom trudno uwierzyć, by było inaczej.
Krucyfiks to debiutancka powieść Chrisa Cartera. To debiut niezwykle udany. Książka od pierwszych stron trzyma w napięciu i właściwie dopiero po przeczytaniu ostatniej strony czytelnik ma szansę na to, by wziąć głębszy oddech. Opisy są mocne, postaci interesujące, a akcja szybka, wartka i nie zwalniająca nawet na moment. Autor w powieści ukazuje też psychologiczną wojnę toczoną pomiędzy psychopatą a detektywem. Krucyfiks zaprasza Roberta do gry i wie, że detektyw tego zaproszenia nie odrzuci. Robert ściga się z czasem, ściga się też z samym sobą, odbiera kolejne telefony i ogarnia go coraz większe poczucie winy oraz rozpacz.
Muszę przyznać, że dużą zaletą powieści są jej bohaterowie. Galeria przedstawionych postaci jest tu spora, a przy tym nie są to sylwetki w żadne sposób jednoznaczne czy szablonowe.
Główny bohater, czyli Robert Hunter z jednej strony onieśmiela swoją wiedzą i inteligencją, z drugiej – bardzo daleko mu do miana nudnego detektywa - intelektualisty. Hunter jest bystry, wykształcony (zrobił dwa doktoraty w wieku dwudziestu trzech lat), przystojny, uroczy, z własnym kodeksem wartości, a przy tym staje się bohaterem, który wzbudził moją sympatię i którego obdarzyłam zaufaniem.
W tym miejscu trzeba jeszcze zaznaczyć, że Chris Carter niegdyś studiował psychologię i zaburzenia kryminalne. Pracując jako psycholog kryminalny badał i przesłuchiwał wielu przestępców, w tym seryjnych morderców. Jeśli więc nie boicie się ciemnej strony miasta aniołów, mroczne zakamarki ludzkich dusz są Wam niestraszne, okrutne zbrodnie i przekraczające granice wyobraźni okrucieństwo wzbudzają w Was fascynację, to sięgnijcie po debiut Chrisa Cartera.
I dajcie się porwać. Warto.
A jeśli macie ochotę posłuchać, to wpadajcie na film: https://www.youtube.com/watch?v=SLoPj-ZvSZs
Comments