"Gra Geralda" - Stephen King - Recenzja
- ksiazkimojamilosc
- 2 kwi 2021
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 18 gru 2021

⭐⭐⭐⭐/5
„Gra Geralda” autorstwa Stephena Kinga, to powieść bardzo trudna, specyficzna, zabierająca czytelnika w głąb ludzkich uczuć.
To opowieść o kobiecie Jessie i jej mężu, Geraldzie. Małżonkowie wybierają się na wspólną wycieczkę do domku letniskowego, gdyż trzeba tu przyznać z całą otwartością, że małżeństwa z długim stażem wymagają urozmaicenia. Jednakże to, co podnieca Geralda, niekoniecznie podoba się Jessie. Gerald o tym wie, a może tylko próbuje udawać, że prośby Jessie nie niego nie działają i wszelkie działania podejmuje z premedytacją? I tak oto na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności Jessie pozostaje przykuta kajdankami do łóżka, a jej mąż? Cóż... mąż umiera.
Początkowo można sobie zacząć zadawać pytanie: jedna kobieta, wiele samotnych godzin spędzonych w łóżku, a w konsekwencji wszechogarniająca panika i bezustannie podejmowane próby uwolnienia się – czy w takiej powieści coś jeszcze może się dziać?
I tu właśnie wkracza King i mówi, oj jeszcze Was zaskoczę i jak się okazuje, a wręcz wygląda na to, że zdecydowanie tak. Może się dziać i będzie się ciało. Niestety w mojej ocenie King trochę przesadził z przyjętym przez siebie wydłużeniem narracji i popsuł tę książkę, która mogła być znacznie lepsza. Prawda jest bolesna. Ile tak naprawdę możemy czytać o przygotowywaniu się, a następnie wyginaniu się tak, by dosięgnąć szklanki wody? Być może autor wyszedł z założenie, że jego czytelnik wytrzyma wszystko i będzie w stanie znieść wszystko, ale chyba się jednak odrobinę pomylił. Biorąc książkę do ręki nie spodziewałam się przydługich opisów i raczej powolnej akcji, ale zderzenie z tą książką i to dla kogoś, kto dopiero zaczyna znajomość z twórczością króla horroru, to „Gra Geralda” okazała się być dla mnie bardzo nieznośnym doświadczeniem.
Mimo tego, nieskromnie muszę przyznać, że fabuła stworzona przez Kinga jest bardzo wciągająca. Należy przy tym podkreślić, że nie opiera się ona wyłącznie na wydarzeniach, jakie miały miejsce w domu letniskowym Jessie i Geralda. Wespół z główną bohaterką udajemy się do jej lat młodzieńczych, do dnia, w którym zgasło słońce. A dzień ten tak naprawdę determinuje całe przyszłe życie bohaterki, dokonywane przez nią wybory, a co najważniejsze, powoduje rozszczepienie jej jaźni na kilka, przeplatających się części.
A co to oznacza? Oznacza to, że Jess w swojej głowie słyszy głosy: swojej przyjaciółki ze studiów Ruth, małej Jess, jak również Dobrej Żony. Głosy te towarzyszą Jessie na każdym kroku, motywują, wspierają, ale też i karcą, podsycają niepewność czy strach. I muszę tu przyznać, że King w mistrzowski sposób poradził sobie z problemem samotności głównej bohaterki. Dialogi są bystre, pełne emocji i skłaniają czytelnika do refleksji nad tym, jak młodość i opieka rodziców może wpływać na życie dorosłego człowieka.
Niestety motywy psychologiczne, które warunkowały zachowania bohaterki nie były dla mnie do końca przekonujące. Jak również to, że wywołały w życiu Jessie aż tak wielką traumę. Owszem, spodziewałam się, że coś podobnego mogło się wydarzyć, ale nastawiałam się na o wiele gorsze i cięższe przeżycia. Muszę przyznać, że autor bardzo dokładnie i plastycznie opisał traumę dziecka, jak również sytuację, w jakiej Jessie się znalazła.
Jednak nie to było dla mnie najgorsze. Najbardziej zaskoczona byłam pojawieniem się Prince – wygłodniałego psa, który pojawił się w domku małżeństwa. I jak myślicie, co się stało? Tak, macie rację. Pies poczęstował się martwym ciałem Geralda na oczach Jessie. A żeby tego było mało, Jessie wydaje się, że odwiedziła ją śmierć. Sama nie wie już co jest prawdą, co snem, gdzie jest jawa, a co stanowi wytwór jej zbolałej wyobraźni.
Zakończenie książki, jak dla mnie najmocniejsze. I tu wielkie brawa dla autora za pomysłowość. Bo prawdą jest, że „Gra Geralda” ma wiele mankamentów, jednak gdy już akcja się rozwinie, nie chce przestać się czytać.
Wpadajcie też na kanał, żeby posłuchać recenzji:
Comentarios